Uśmiech amerykański

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Amerykanie lubią myśleć o sobie jako ludziach spontanicznych i szczerych. Widać to choćby w analizach Ruth Benedict, w których Amerykanie przywoływani są często jako antyteza Japończyków. Wszystko jednak zależy od kontekstu – dla przybyszów z Europy Środkowej czy Wschodniej Ameryka będzie krajem, w którym kontrola emocji nierzadko przybiera skrajne formy.

Eva Hoffman (1995), która w 1959 roku wyemigrowała wraz z rodziną do Kanady, a później przeniosła się do USA, opisuje zderzenie swoich przywiezionych z Polski przyzwyczajeń z kanadyjskimi i amerykańskimi wzorami kulturowymi. „Moja matka twierdzi, że robię się «angielska». Boli mnie to, bo wiem, co ma na myśli: że robię się zimna. Nie jestem bardziej zimna niż dotychczas, ale uczę się mniej demonstrować uczucia. Uczę się mojej nowo nabytej rezerwy od ludzi, którzy cofają się o krok podczas rozmowy ze mną, ponieważ stoję zbyt blisko i irytuję ich swoją bezpośredniością [...]. Uczę się powściągliwości od Penny, która wygląda na urażoną, kiedy w podnieceniu szarpię ją za rękę [..] Uczę się, że nieuprzejme jest wygłaszanie pewnego rodzaju prawd. Nie należy - w każdym razie bezpośrednio - krytykować osoby, z którą się rozmawia. Nie wolno mówić: «Nie masz racji w tej sprawie» - choć można powiedzieć: Jednakże z drugiej strony, trzeba rozważyć to czy tamto». Nie należy mówić: «Nie wyglądasz w tym dobrze » - ale można powiedzieć: «Wolę cię w tym innym stroju». Uczę się tonować ostrość mych sądów, zgłębiam tajniki konwersacyjnego menueta” (Hoffman, 1995, s. 143).

O szczerości w kontekście kultury anglosaskiej pisze Lionel Trilling (1974, s. 10 – 11) odwołując się do teatralnej metafory Goffmana: „społeczeństwo wymaga od nas, abyśmy prezentowali się innym jako ludzie szczerzy, a najbardziej skutecznym sposobem osiągnięcia tego celu jest dopilnowanie, abyśmy naprawdę byli szczerzy. Krótko mówiąc, gramy rolę bycia sobą i szczerze odgrywamy naszą szczerość, z tym jednak rezultatem, że ktoś może uznać ją za nieautentyczną”.

Stosunek Amerykanów do własnej emocjonalności próbowała opisać z kolei Catherine Lutz, która sławę zdobyła antropologicznym opisem emocji w kulturze Infaluków, małej społeczności atolu Mikronezji. Jej zdaniem, ów stosunek jest wypadkową tego, co o emocjach myślało się i nadal myśli w kulturze Zachodu, uważając, że są irracjonalne, nieuporządkowane i często nie podlegające kontroli, a więc groźne. Z przeprowadzonych przez Lutz (1989) wywiadów wynika, że mówiąc o emocjach, Amerykanie posługują się na ogół retoryką kontroli, mówią o kontrolowaniu, radzeniu sobie, kierowaniu i panowaniu nad swoimi uczuciami. Zdaniem autorki jest to bardziej widoczne u kobiet niż u mężczyzn, jakkolwiek mężczyźni zdają się myśleć podobnie. 

O znaczeniu kontroli emocjonalnej w amerykańskiej tradycji kulturowej świadczą też badania historyka Petera Stearnsa (1994; 1998), który analizował międy innymi amerykańskie poradniki dla rodziców, począwszy od tych najwcześniejszych. Zdaniem Stearnsa w latach 20. ubiegłego stulecia narodził się w Ameryce nowy styl emocjonalny, który zastąpił wzorce wiktoriańskie. Nowy styl przejawiał się w zmianie stosunku zarówno do własnych emocji, jak i do emocji wyrażanych przez innych.

Zgodnie z nowym stylem emocje zostały wyraźnie podzielone na dwie grupy: emocje „złe”, których należy unikać, i emocje „dobre”, które należy kontrolować. Do grupy emocji złych zaliczone zostały te, które do tej pory uważano za ambiwalentne, takie jak poczucie winy i złość. Stearns podkreśla, że w pierwszym wydaniu słynnego podręcznika dla rodziców autorstwa doktora Spocka, znaleźć można jeszcze typowe dla XIX wieku zalecenia, że dzieciom powinno się uświadomić, że złość jest wprawdzie emocją, której unika się w domu, ale odpowiednio skanalizowana pomaga odnieść sukces w późniejszej karierze zawodowej. W kolejnych wydaniach złość stała się emocją groźną i bezwartościową, której należy unikać we wszelkich okolicznościach.

Według Stearnsa w drugiej połowie XX wieku samokontrola emocjonalna stała się w Stanach Zjednoczonych atrybutem idealnego rodzica i pracownika. W przeprowadzonym w latach 70. sondażu społecznym zdolność do panowania nad sobą została wymieniona jako jedna z pięciu najbardziej pożądanych cech charakteru. Z kolei międzykulturowe badania Shuli Sommers (1984) ujawniły, jak duża jest gotowość Amerykanów do kontrolowania emocji „negatywnych”, zwłaszcza zazdrości i złości.

 Z biegiem czasu Amerykanie zaczęli także odczuwać coraz większą awersję do sytuacji, w których zmuszeni byli radzić sobie z emocjami innych ludzi. „Jakkolwiek własny smutek spostrzegany jest jako realny problem, który domaga się rozwiązania – pisze Stearns (1994, s. 248) – smutek innych Amerykanie odbierają jako formę przykrej niesprawności, wywołującej w najlepszym razie irytację, w najgorszym zaś ostracyzm społeczny”.  To samo dotyczy praktycznie wszystkich „złych” emocji, a nawet miłości, której nadmierna ekspresja u innych odbierana jest jako żenująca. 

 

Fragmenty z książki "PSYCHOLOGIA UŚMIECHU. Analiza kulturowa".
Autor: Szarota Piotr.

Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.

www.gwp.pl  

 

 
Polityka Prywatności