Szczęście, podobnie jak otyłość czy palenie papierosów, jest zjawiskiem zbiorowym, przenoszonym dzięki więziom społecznym - orzekli amerykańscy naukowcy.
Socjolog medycyny Nicholas Christakis i politolog James Fowler oparli się na danych zebranych od 4.700 osób. Badali, jak uczucie szczęścia rozkłada się wśród ludzi powiązanych między sobą więzami rodzinnymi, małżeńskimi, sąsiedzkimi i przyjaźni. Okazało się, że zarówno ludzie szczęśliwi jak i nieszczęśliwi układają się w wyraźne grupy (klastery), które są o wiele większe, niż gdyby były tylko dziełem przypadku.
Naukowcy zauważyli, że osoba szczęśliwa jest zazwyczaj w centrum relacji społecznych i ma wielu szczęśliwych przyjaciół. Co więcej, poczucie szczęścia rozciąga się dalej, aż do trzeciego kręgu jej relacji: osób, które są przyjaciółmi przyjaciół jej przyjaciół.
W wypowiedzi dla agencji Associated Press Fowler opisał ten fenomen jako rozprzestrzenianie się poczucia szczęścia od osoby do osoby. "To, z czym mamy do czynienia, to emocjonalny pęd zbiorowy" - mówi Christiakis.
Im więcej posiadamy szczęśliwych osób w swoim otoczeniu, tym większe mamy szanse na to, by sami czuć się szczęśliwi. Badacze oceniają, że szczęśliwy przyjaciel zwiększa prawdopodobieństwo, że my sami jesteśmy szczęśliwi, o dziewięć procent. Bycie nieszczęśliwym jest mniej zaraźliwe: ponury przyjaciel zwiększa nasze szanse bycia nieszczęśliwymi tylko o siedem procent.
Najszczęśliwsze zaś są te osoby, które mają najwięcej społecznych związków - przyjacielskich, małżeńskich, sąsiedzkich i rodzinnych. "Każda dodatkowa osoba czyni nas szczęśliwszymi" - zauważa Christiakis.
Agencja Associated Press podkreśla jednak, że badania Christakisa i Fowlera prowadzone były w tylko w jednej społeczności, a więc powinny być one jeszcze potwierdzone przez dalsze studia. (PAP)