W mózgu małp, które w dzieciństwie doświadczały przemocy, zachodzą zmiany, które zwiększają prawdopodobieństwo, że w przyszłości małpy te mogą się znęcać nad własnym potomstwem - wynika z badań opublikowanych w piśmie "Behavioral Neuroscience".
Wyniki tych badań mogą pomóc w wyjaśnieniu dlaczego przemoc wobec dzieci u ludzi często trwa w kolejnych pokoleniach - podkreślają naukowcy, cytowani przez serwis internetowy "New Scientist".
Mózgi młodych rezusów, które w pierwszych miesiącach życia doświadczały odrzucenia i lekkiej agresji ze strony matki, wytwarzają mniej serotoniny - stwierdzili Dario Maestripieri z University of Chicago w Illinois i jego współpracownicy. Niski poziom tego hormonu ma związek z niepokojem i depresją oraz impulsywną agresją, zarówno u ludzi, jak i u małp.
Naukowcy doszli do tego wniosku dzięki obserwacji grupy rezusów- noworodków i ich matek, które albo odrzuciły, albo prześladowały swoje potomstwo. Obserwowali także osiem małpek, które odebrano biologicznym matkom i przekazano małpom agresywnym.
Analizy mózgów młodych małpek ujawniły, że osobniki wychowane przez agresywne matki lub mamki miały w mózgu o 10-20 proc. mniej serotoniny niż małpki wzrastające w spokoju.
Zdaniem Maestripieriego, potwierdza to teorię, według której spadek serotoniny wynika ze złego traktowania, a nie jest efektem genetycznych predyspozycji.
Naukowcy badali młode rezusy, gdy te dorosły i same miały dzieci. Stwierdzili, że własne potomstwo dręczyła około połowa z nich. Były to te osobniki, które w dzieciństwie miały najmniej serotoniny.
Obserwacja ta pomaga wyjaśniać, dlaczego ludzie, którzy jako dzieci stykają się z przemocą, z większym prawdopodobieństwem w dorosłym wieku sami powielą taki schemat zachowania - sugeruje autor badań.
Wyniki obserwacji pozwalają podejrzewać, że dobrym rozwiązaniem w przypadku dzieci, wobec których stosowano przemoc, może być podawanie im leków antydepresyjnych. Dzięki temu podniesie się u nich poziom serotoniny.
Z drugiej strony przepisywanie takich leków dzieciom stało się kontrowersyjne, odkąd badania wskazały, że może to zwiększać myśli samobójcze u małych dzieci.
Eksperci podkreślają też, że żaden lek nie zniesie różnorodnych i długotrwałych skutków przemocy.
"Same leki nie rozwiążą problemu" - zgadza się dyrektor kliniki z Child Abuse Prevention Association w Independence (USA), Karen Costa. Wyjaśnia ona, że terapia gra kluczową rolę w leczeniu ofiar i że najlepiej byłoby zapobiegać sytuacjom przemocy, pracując z rodzicami, np. ucząc ich odpowiednich.
Maestripieri zgadza się, że samo niskie stężenie serotoniny nie może wyjaśniać w stu procentach stosowania przemocy - zachowania bardzo złożonego. Nawet, jeśli wykazano, że ludzie poddani przemocy mają niski poziom serotoniny, nie oznacza to, że nie mogą zmienić swojego złego zachowania - podkreśla badacz. (PAP)