Zaburzenia snu są częstą dolegliwością niedoszłych samobójców; wielu z nich cierpi na nocne koszmary - ogłaszają szwedzcy naukowcy w styczniowym wydaniu pisma "Journal Sleep". Grupa lekarzy, pod kierunkiem dr Nisse Sjöström z Sahlgrenska University Hospital w Göteborgu w Szwecji, przebadała 165 pacjentów w wieku 18-68 lat, którzy zostali przyjęci do szpitala po nieudanej próbie samobójczej.
Okazało się, że 89 proc. z nich cierpiało na przynajmniej jeden rodzaj zaburzeń snu. Najczęściej były to trudności z zasypianiem (73 proc.), niespokojny, przerywany sen (69 proc.), koszmary senne (66 proc.) i poranna bezsenność (58 proc.).
U osób skarżących się na koszmary ryzyko popełnienia samobójstwa było aż pięciokrotnie większe. "Trzeba jednak podkreślić, że nasze badania nie sugerują związku przyczynowo-skutkowego między występowaniem koszmarów, a samobójstwami" - mówi Sjöström. "Uważamy jednak, że wyniki te powinny skłonić lekarzy do uświadomienia sobie istnienia pewnej zależności pomiędzy tymi zjawiskami" - dodaje.
Koszmary nocne polegają na pojawianiu się przerażających marzeń sennych, dotyczących przeważnie zagrożenia życia, poczucia braku bezpieczeństwa, a także sytuacji upokarzających. Są zjawiskiem bardzo powszechnym i występują w każdym wieku. 50-85 proc. dorosłych skarży się na sporadyczne koszmary, przy czym u kobiet pojawiają się one częściej niż u mężczyzn.
Koszmary mogą być wynikiem silnego lub chronicznego stresu, nieprawidłowości w przebiegu fazy REM snu, zaburzeń oddychania podczas snu, astmy oraz innych chorób dróg oddechowych. Mogą też pojawiać się jako objaw dodatkowy przy niektórych zaburzeniach psychicznych, zespołach odstawiennych lub towarzyszyć przyjmowaniu niektórych leków.
Jeżeli koszmary nie są związane z innymi zaburzeniami, pojawiają się niezależnie, są częste, powtarzalne i powodują wybudzenie ze snu, mówimy o zaburzeniach snu związanych z występowaniem koszmarów. Nie jest to jednak zjawisko częste - dotyczy 2-8 proc. populacji. Gdy koszmary powodują lęk, niepokój lub często przerywają sen, należy udać się do specjalisty, np. psychologa. (PAP)