"Współuzależnienie" to nie tylko towarzyszenie uzależnionemu w jego
problemie czy oparte na partnerstwie zapewnianie wsparcia w trudnych
momentach życiowych. To rozwiązywanie za bliskiego jego kłopotów
charakteryzujące się dużym, a wręcz nadmiernym zaangażowaniem. Strona
nieuzależniona staje się coraz bardziej aktywna i odpowiedzialna,
podczas gdy uzależniony usuwa się w cień. Problem nałogu zaczyna
wypierać wszystkie inne ważne sprawy.
Mój świat, a w jego centrum uzależnienie bliskiego
Jednym z objawów uzależnienia jest koncentracja na obiekcie
uzależnienia. W przypadku alkoholika jest to alkohol, w przypadku
narkomana substancja psychoaktywna, hazardzisty - ryzyko i gra.
Dla osoby współuzależnionej takim "centrum świata" staje się po prostu
bliski uzależniony i jego nałóg. Wszystko jest zorganizowane wokół
destrukcyjnego zachowania bliskiego - życie osobiste, emocjonalne,
towarzyskie.
Kiedy uwaga jest przykuta do jednej sprawy - problemu alkoholowego
bliskiego, z pola widzenia umykają inne. Trudno zajmować się dziećmi,
krążąc od okna do okna, wypatrując, czy bliska osoba już idzie i jakim
krokiem. Zastanawiać się, co zrobi po wejściu lub dlaczego jej wciąż nie
ma, czy może coś się stało. Trudno rozluźnić się na towarzyskim
spotkaniu, nieustannie sprawując kontrolę nad stanem osoby towarzyszącej
i obserwując, czy to już czas na wyjście, czy jeszcze można chwilę
bezpiecznie zostać.
Jak dochodzi do współuzależnienia?
Osoba bliska stopniowo, w miarę jak rozwija się uzależnienie u
partnera, jest wciągana w orbitę problemu. W miarę upływu czasu
pozostaje coraz mniej miejsca na jej sprawy i na nią samą. Dlaczego tak
trudno utrzymać swoja niezależność w relacji z uzależnionym? Dlaczego
tak się dzieje, że problem uzależnienia tak się w niej rozrasta, że
stopniowo przekracza się granicę między zaangażowaniem i bliskością w
związku, a zatraceniem własnego Ja i rezygnacją z własnego świata?
Odpowiedź na te pytania tkwi w naturze uzależnienia opartej na
upośledzeniu kontroli. Innymi słowy, z alkoholikiem nigdy nic nie
wiadomo. Może żyć normalnie, nie pić miesiącami, a potem bez jakiejś
widocznej przyczyny popaść w wielodniowy ciąg. Jego emocje zmienione
przez alkohol są trudno przewidywalne - raz jest łagodny jak baranek, a
innym razem dostaje szału bez powodu. Raz go "nosi" i "się czepia", żeby
za chwilę złożyć samokrytykę, zalać się łzami i solennie obiecać, że
nigdy więcej.
To właśnie ta nieprzewidywalność sprawia, że bliska osoba,
pozostaje w nieustannej niepewności. W jej osądzie nie może dać sobie
"chwili wolnego", trwa w ciągłym, wyniszczającym pogotowiu emocjonalnym.
Z faktu, że dziś i wczoraj było dobrze, nie czerpie pewności, że jutro
też tak będzie, raczej uczy się spodziewać najgorszego.
Zrobię to za ciebie, czyli współuzależniony przejmuje kontrolę
W sytuacji ciągłej nieprzewidywalności osoba towarzysząca
uzależnionemu, co nie dziwi, dąży do uwolnienia się od niepewności i
napięcia. Próbuje wprowadzić ład w swoje życie, zneutralizować brak
kontroli uzależnionego nad nałogiem poprzez swoja wzmożoną
odpowiedzialność. Skoro on podczas spotkania towarzyskiego nie potrafi
wyczuć momentu, kiedy już jest pijany, to ona go przypilnuje i zatrzyma w
porę. Skoro nie wiadomo, ile barów zaliczy wracając do domu, ona zadba o
zakupy. Ponieważ nie może na niego liczyć, zrobi to sama. Skoro on
zapomina, ona będzie pamiętać za nich oboje.
Bierze to na
siebie wierząc, że to stan przejściowy, chwilowa mobilizacja, która
skończy się wraz z końcem nałogu. Z tego względu osoba współuzależniona
jest bardzo mocno zmotywowana do tego, aby zrobić coś z uzależnieniem
drugiej strony. Niezmordowanie szuka sposobu, co zrobić aby on przestał Z
jednej strony kontroluje uzależnionego i wspólne życie, z drugiej
wywiera presję na zmianę. To oczywiście jest bardzo obciążające, ale też
nieskuteczne. Jeśli jakiś efekt uzyskuje to raczej odwrotny do
założonego. Jej kontrola i odpowiedzialność sprawia, że sprawy wspólnego
życia utrzymują się na całkiem niezłym poziomie, a więc jej nacisk na
zmianę staje się niezbyt zrozumiały.
Przecież wszystko jest w porządku
Uzależniony ma oczywistą trudność w trzeźwym osądzie swojej
sytuacji, a jego myślenie jest podporządkowane ochronie nałogu. Nie jest
zainteresowany zauważeniem problemu, wykazuje dużą odporność na
negatywne informacje w kwestii swojego braku kontroli. Żeby coś poczuć
potrzebuje naprawdę silnych bodźców.
Motywacja do zmiany
rodzi się z cierpienia, z poczucia, że już tak dalej się nie da, że za
dużo się traci, że sięgnęło się dna. Jednak zazwyczaj te stany nie
pojawiają się, ponieważ przykrość i ból są neutralizowane przez używki i
wysiłki bliskich, którzy utrzymują względny porządek we wspólnym życiu.
W takim układzie różnego rodzaju poważne rozmowy czy awantury stają się
mało wiarygodne. W przekonaniu uzależnionego są przykładem
niezrównoważenia emocjonalnego bliskiej osoby. Przecież i tak zawsze
kończy się dobrze: zaciągnięte długi zostają spłacone, poczynione szkody
załatane, dzieci zadbane, a na stole ląduje obiad.
Obie strony na przemian proponują sobie leczenie, które staje
się synonimem kary i dowodem na nienormalność drugiej strony. To
zmniejsza motywację do kontaktowania się ze specjalistami. Tak oto
bliska osoba związana z uzależnionym wpada w pułapkę
Osoba współuzależniona eksploatuje się nadmiernie, nie dbając o
regenerację sił. Wierzy, że jej mobilizacja zwiększa szanse na
rozwiązanie problemu i nie zauważa, że to co robi staje się jej stylem
życia. Inwestuje tak dużo, że ma problem, aby się wycofać. Nie chce zdać
sobie sprawy z nieskuteczności tego, w co włożyła tak wiele. Czuje
odpowiedzialność za życie uzależnionego, co nie pozwala jej skierować
się ku czemuś innemu. Można powiedzieć, że zawiesza swoje życie do
czasu, kiedy problem będzie rozwiązany. Nie widzi już, że może być
szczęśliwa i spełniona inną drogą niż przez uleczenie uzależnionego.
Źródło:
http://zdrowie.gazeta.pl